Kilka dni temu wiadomością dnia była informacja, że Jarosław Kaczyński założył konto w banku! I to dostępem przez Internet! WOW!!!
Nie zamierzam tu się polityką zajmować (oj dziwny to kraj w którym premier, który – jak by nie było – odpowiada za finanse całego kraju, sam swoje finanse powierza mamusi), jednak taka wątpliwość mi się zaraz nasuwa – na ile fakt założenia rachunku w banku wynikał z faktycznej potrzeby Pana Premiera (byłego 😉 ), a na ile jest elementem kampanii, która ma zmienić wizerunek Kaczyńskiego. Jeśli tak właśnie jest (kto się założy?) to PR-owcy chyba trochę się zagapili – trzeba było zrobić to wcześniej, zanim ruszyła kampania „z tylnego siedzenia”. Teraz jest to tak ewidentne, że aż śmieszne. Cóż….
Okazuje się jednak, że – i to będzie zapewne szok dla wielu osób – jak wynika z raportu Komisji Europejskiej ponad połowa Polaków (56%) nie ma konta w banku!!! Spośród krajów Unii Europejskiej gorszy wynik ma tylko Łotwa, na drugim biegunie są Dania, Belgia, Holandia i Luksemburg, gdzie konta w banku nie ma zaledwie 1 proc. ludności.Dla mnie jako bankowca i osoby na co dzień korzystającej z podstawowych usług bankowych (bankomat, karta kredytowa, przelewy) i zapewne dla większości moich znajomych, konto w banku jest czymś tak oczywistym i niezbędnym w codziennym życiu, że konieczność jego posiadania nie podlega żadnej dyskusji!
Zastanawiałam się dlaczego tak wiele osób rezygnuje z wygody jaką daje rachunek bankowy? Kim są ludzie, którzy wolą swoje pieniądze trzymać „w bieliźniarce” niż na rachunku bankowym?
Przypominam sobie dyskusje z moją mamą, jakie prowadziłam kilka lat temu, przekonywałam ją, że powinna założyć konto na które będzie wpływała jej emerytura. Mama upierała się natomiast, że przy tak niewielkiej kwocie (stary portfel!) nie ma sensu komplikować sobie życia jakimś kontem, bieganiem do banku – liczy się gotówka w ręku, że konto kosztuje i trzeba stać w kolejce, żeby zrealizować czek (takie to czasy były!). Ja uparcie szukałam argumentów aby ją przekonać, że jednak warto konto mieć:
- nie będziesz musiała czekać na listonosza lub stać w kolejce na poczcie po odbiór emerytury,
- pieniądze przekazane na twoje konto wpłyną wcześniej niż przesłane pocztą,
- w razie kradzieży stracisz tylko część pieniędzy, a nie całą emeryturę,
- nie będziesz musiała pamiętać o terminach opłat, stać w kolejkach żeby zapłacić za prąd, czynsz, telefon – bank zrobi to za ciebie a opłatę pobierze zwykle niższą niż poczta,
- a do tego zawsze kilka złotych odsetek doliczą ci na koniec miesiąca – powinno to pokryć koszt prowadzenia konta .
Od tamtego czasu minęło wiele lat. Dziś moja Mama nie wyobraża sobie życia bez rachunku w banku – no bo oczywiście dała się namówić. Korzysta z karty bankomatowej aby wypłacać gotówkę na bieżące zakupy, jadąc do sanatorium też nie zabiera pieniędzy tylko kartę do bankomatu – to o wiele bezpieczniejsze, korzysta ze zleceń stałych itd. itp. Przez ostatnie lata wiele też się zmieniło w ofercie banków i w samej „technice” korzystania z kont bankowych – zniknęły czeki, niemal na każdym rogu w dużych miastach i w każdej mniejszej miejscowości jest bankomat, pojawiły się konta internetowe, a osoby nie mające dostępu do Internetu mogą większość spraw załatwić przez telefon. Dla klientów o „konserwatywnym” podejściu banki otwierają gęstą sieć punktów bankowych w supermarketach na przykład. Mimo tego nadal ponad połowa ludzi w kraju nie na konta (minus jedna osoba aktualnie!!!)
Kim są?
Okazuje się, że są to przede wszystkim osoby młode – poniżej 25 roku życia, emeryci, osoby mało zarabiające, o niższym wykształceniu, bezrobotni i rolnicy.
Osoby takie podlegają tzw. „wykluczeniu finansowemu”. Pod tą nazwą kryje się „odcięcie od usług i produktów finansowych, co uniemożliwia pełne uczestnictwo w życiu gospodarczym czy społecznym” (piękna definicja – ciekawe czy Kaczyński ją znał jak premierem był).
Szczególnie dziwi mnie brak rachunków wśród ludzi młodych. Przecież na co dzień korzystają z Internetu, są oblatani we wszystkich nowinkach technicznych – a pieniądze trzymają w kieszeni? Nie mają pieniędzy w ogóle? Nie rozumiem tego przyznam. Moja córka dostała na 13-ste urodziny (to jest wiek graniczny) konto w banku wraz z kartą płatniczą i stałą, miesięczną kwotę wpłaty, która to kwota miała jej starczać na określone wydatki. I starczała, skończyło się wszelkie „kup mi mamo” – uwierzcie, że jak dzieciak wie dokładnie ile ma pieniędzy do dyspozycji i wie, że mama już więcej nie da to 5 razy się zastanowi, zanim wyda kasę na głupoty. Teraz moja 20-letnia córka potrafi zarządzać swoimi finansami pewnie znacznie lepiej, niż większość jej uczących się rówieśników, a może i tych pracujących.
Dlatego, Drodzy Państwo, jeśli jesteście szczęśliwymi posiadaczami konta w banku i korzystacie z wszelkich ułatwień jakie daje jego posiadanie – rozejrzyjcie się wokół siebie – może ktoś z Waszych bliskich lub znajomych (statystycznie – co drugi!!!) potrzebuje zachęty i pomocy w założeniu konta, może ma konto ale nie używa, bo nie potrafi sobie sam poradzić wśród gąszczu ofert, reklam i przepisów bankowych, nie ma odwagi prosić o pomoc „Pani z okienka”. Pomóżcie tym osobom zrozumieć, że konto w banku to nie jest żaden luksus dla bogaczy i wtajemniczonych bankowców – to sposób na lepsze i wygodniejsze zarządzanie swoim (i kota 🙂 ) budżetem – bez względu na jego wielkość (budżetu – nie kota!).