Właśnie zamierzałam się „zebrać” do pisania tego tekstu, gdy w książce, którą czytałam(*), natrafiłam na takie zdanie: „Natura to jeden wielki wolny rynek. Prawo podaży i popytu funkcjonuje nawet na poziomie molekularnym”. To chyba najlepszy (tym bardziej, że przypadkowy!) komentarz do definicji popytu, podaży i równowagi rynkowej
Od pojęć tych zaczyna się większość podręczników ekonomii i przeciętny człowiek w naszym steranym kryzysem kraju – nawet nie związany z ekonomią w pracy czy szkole – przynajmniej mniej więcej wie, co one oznaczają. Tak więc podaję definicje niejako pro forma, ze świadomością, że mało kogo to zainteresuje . Będą to z założenia definicje najprostsze i „łopatologiczne”, bo ekonomiści i studenci to wiedzą, a chodzi o to by zwykły zjadacz …… chipsów zrozumiał.
Popyt to wielkość zapotrzebowania zgłoszonego przez konsumentów na dane dobro, przy danej cenie, w danym okresie i na określonym rynku.
Co to oznacza w praktyce? Czy to, że macie pragnienie posiadania najnowszego modelu … BMW … jest czynnikiem kształtującym popyt na ten samochód? To zależy. Jeśli na waszym rachunku bieżącym w banku lub w skarpecie pod materacem leżą sobie pieniądze odliczone na zakup tego samochodu i jesteście już umówieni z dealerem na jazdę próbną (żeby podjąć ostateczną decyzję!) to odpowiedź brzmi: TAK! Jeśli natomiast wasze pragnienie jest efektem wyobraźni pobudzanej plakatem na ścianie i, póki co, stać was najwyżej na skuter marki Java – to również wpływacie na popyt, tyle że popyt ten dotyczy skuterów.
Nieco inaczej sformułowana definicja mówi bowiem, że:
Popyt to takie zapotrzebowanie na dane dobro, za które nabywca gotowy jest zapłacić ustaloną na rynku cenę, dysponując do tego odpowiednią sumą pieniędzy. Innymi słowy – to poparta odpowiednimi zasobami chęć klienta do nabycia dóbr i usług w danym momencie i w danym miejscu.
I jeszcze:
Popyt efektywny występuje wtedy, gdy chęć nabycia towaru poparta jest posiadaniem odpowiedniego ekwiwalentu w środkach płatniczych.
To na razie tyle o popycie – chyba wiadomo już o co chodzi?
Jest kasa – jest popyt, nie ma kasy – nie ma popytu!
Podaż jest pojęciem, o którym dziś jakby mniej myślimy niż kiedyś, aczkolwiek kto ma powyżej 30 lat to pamięta może jeszcze czasy, gdy głównym tematem rozmów przy świątecznym stole była podaż (a raczej jej brak) szynki, mandarynek oraz papieru toaletowego i szarego mydła.
Tak więc:
Podaż to ilość towaru, usług, którą dostawcy są skłonni dostarczyć na rynek w określonym czasie. I oczywiście przy określonej cenie. Generalna zasada mówi, że przy niezmiennych innych warunkach rynkowych wzrostowi ceny towaru towarzyszy wzrost podaży, a obniżaniu się ceny – spadek wielkości podaży. Ale spróbujcie mi znaleźć taki „czysty” przykład zmiany relacji ceny i podaży bez wpływu innych czynników. Czysta teoria – zawsze jest jakaś „inna” przyczyna.
Nie zamierzam tu robić wykładu na temat czynników kształtujących podaż i popyt towarów – wspominam bowiem o popycie i podaży po to, aby napisać kolejny artykulik o szczególnym towarze jakim jest PIENIĄDZ (tak właśnie – pieniądzem i pietruszką na targu rządzą te same prawa popytu i podaży, no może tylko w wersji mniej i bardziej skomplikowanej).
Żeby jednak to pokazać trzeba wprowadzić jeszcze jedno pojęcie, a mianowicie:
Równowaga rynkowa – jest to taki stan rynku, w którym ilość dóbr nabywanych przez konsumentów równa jest ilości tych dóbr wytwarzanych przez producentów, czyli stan w którym wielkość popytu na danym rynku jest równa wielkości podaży. Czynnikiem równoważącym podaż i popyt jest zazwyczaj cena, a cena, przy której występuje równowaga rynkowa nazywana jest … kto zgadnie? …. ceną równowagi rynkowej.
No i teraz wszystko jasne – czy waszym zdaniem mamy teraz równowagę rynkową w zakresie np. podaży kredytów hipotecznych …?
(*) Ta książka to wbrew pozorom nie był podręcznik do ekonomii tylko „Gra Anioła” Carlosa Ruiza Zafona. Poprzednia powieści tego autora „Cień wiatru” sprawiła, że najpierw w wyobraźni, a potem w realu zakochałam się w Barcelonie (miejsce akcji obu opowieści) – polecam – i czytanie i zwiedzanie!
Uwielbiam powieści Zafona i też planuję zwiedzić Barcelonę :-).
Co do artykułu to nie mogę się zgodzić ze stwierdzeniem >Jest kasa – jest popyt, nie ma kasy – nie ma popytu< bo u mnie jest tak, że jak mi się coś „uwidzi” to nawet kasę pożyczę, żeby to coś kupić. Czyli u mnie nawet jak kasy nie ma to jest ciągły popyt ;-D. Szczególnie na ubrania, hehe. I książki.
Aga, przedstawiłaś wspaniały przykład przekształcenia popytu potencjalnego w efektywny – podstawą jest tu znalezienia kasy na zaspokojenia popytu – a więc jednak mam rację!
bardzo przydatny i ciekawy tekst dziękuję