Po tak długiej przerwie w pisaniu bloga (o kurcze, Word nie zna słowa „blog”!!! – i to jest dopiero temat … na bloga – rozwój internetu zjada swój własny ogon – nie nadąża sam za sobą!) …. przeczytałam – z pewnym nawet zainteresowaniem, bo skleroza nie boli ale trzeba się nabiegać po …. necie!! – swoje wcześniejsze wpisy. Stwierdziłam, że mimo iż wybitnym teoretykiem w zakresie ekonomii nie jestem, to instynkt, poparty podstawową wiedzą ekonomiczną mam prawidłowo rozwinięty i wnioski wyciągam też nie najgorsze.
Zanim przykłady, to taka myśl o dziennikarzach, specjalistach i zbytnim teoretyzowaniu. Przeglądając w ostatnich miesiącach gazety, zastanawiałam się jak to możliwe – z czysto redakcyjnego punktu widzenia nawet – że w jednym wydaniu pisma pojawiały się artykuły mówiące, że:
1. kryzys już za nami
2. w ogóle nie było kryzysu w Polsce,
3. kryzys trwa i końca nie widać,
4. najgorsze dopiero przed nami!
I każda z tych myśli była poparta dowodami i logicznym (pozornie) wywodem. Przecież czytelnik, który nie zna się za bardzo na temacie, musi taką lekturę przypłacić bólem głowy – kupować akcje – sprzedawać? zacząć oszczędzać – a może wydawać zaskórniaki bo taniej nie będzie? kupować nowy samochód – remontować stary? itp. itd.
Jeśli były by to sprzeczne wywody na tematy polityczne to rozumiem – jest demokracja. Ale ekonomia jest mierzalna, matematyczna – skąd wiec takie rozbieżności w interpretacji tych samych zjawisk? Cóż, nie mam pojęcia – jedyna sensowna odpowiedź to taka, że również do ekonomii wkroczyła demokracja w miejsce solidnej wiedzy i analizy – teraz każdy może głosić co mu się zdaje lub zamarzy.
Co do moich prognoz….. Komentarz do wpisu Kredyty w kryzysie zakończyłam hasłem „czas na złoto”. Postanowiłam sprawdzić czy były to „prorocze słowa” :). I cóż się okazało? – od dnia kiedy to napisałam cena złota wzrosła o prawie 20%, a sprzedając złoto na początku grudnia można było zarobić nawet ponad 30%. Czy to dużo czy mało w dobie kryzysu – to już kwestia indywidualnej oceny. Czy jednak zarobił ktoś z was w tym czasie więcej na innych inwestycjach? Teraz w prasie zaczyna się pojawiać coraz więcej informacji o korzystnych inwestycjach w złoto. Widać temat robi się medialny. Ale ja pierwsza byłam 😉 – a co, trzeba się czasem samemu pochwalić – nikt tego lepiej nie zrobi!.
Druga sprawa – mieszkania. I też się sprawdza – ceny mieszkań już nie spadają, podaż jest mała ponieważ wiele inwestycji zostało wstrzymanych w ostatnim roku, a w tych ukończonych wcześniej – najlepsze lokale dawno wykupione.
I kursy walut dla kredytów w CHF bardzo korzystne – od 2 marca (kiedy powstał wpis o mieszkaniach) do 31 grudnia 2009r. kurs PLN do CHF (średni NBP) spadł o 13,75% – z 3,2069 do 2,7661 PLN/CHF. Oznacza to, że jeśli 2 marca 2009r. ktoś zaciągnął kredyt w wysokości 500 tys. PLN nominowany w CHF, to dziś, tylko w wyniku zmiany kursu, ma do spłaty o prawie 70 tys. PLN mniej. Przewidywałam, że za za jakiś czas ceny mieszkań będą rosły – wiadomo – prawo popytu i podaży – na rynek trafia znacznie mniej mieszkań niż rok wcześniej, a popyt rośnie, bo banki nieco popuściły akcję kredytową no i wiele osób przez ostatni rok wstrzymało się z decyzją o zakupie lub nie otrzymało kredytu. Takie też sygnały pojawiają się w prasie. Ceny najpopularniejszych, małych i średnich mieszkań już nie spadają i chociaż prognozy na przyszły rok są dość optymistyczne i zwiększać ma się ilość nowych inwestycji, to jakoś nie wierzę, aby deweloperzy decydowali się na obniżkę cen z tego powodu – będą chcieli odrobić strat z ostatniego roku, a i popyt będzie większy niż normalnie – z powodów j.w.
Jednak miałam rację Agnieszko! – trzeba było mieszkanie kupować w zeszłym roku!
Ala, dawno coś nie pisałaś, a mi brakuje prognoz fachowca odnośnie kształtowania się kursów CHF i EUR w krótkiej i długiej perspektywie 😉 Opłaca się brać kredyt w EUR czy nie?