Stary!
Dziwny to był dla mnie Rok – wiele niespodziewanych zmian, w większości korzystnych, acz stresujących. Po pierwsze – dziecko się dostało na wymarzoną uczelnie (3 podejścia!) 🙂 – ale ile nerwów było, niepewności ehh, lepiej nie mówić, ważne, że dobrze się skończyło!
Po drugie – jest praca dla 50-letniej kobiety bez biegłej znajomości 3 języków obcych !!! Okazuje się, że trzeba być w miarę dobrym w tym, co się robi, a praca przyjdzie sama. No i przyszła, i wyzwoliła z bankowego, korporacyjnego kieratu (bo wcześniej praca też była ale już się rano wstawać nie chciało 🙁 ). I miło usłyszeć na pożegnanie:
„dobra jesteś w tym co robisz, szkoda, że odchodzisz …… „ Szkoda, że wcześniej nie doceniliście i nie płaciliście więcej!!! Dadzą radę beze mnie – nie ma ludzi niezastąpionych.
Potem nowa praca – nowe wyzwania, dużo mniej wolnego czasu, szał pisania wniosków o dotacje unijne. (O dotacjach coś chyba napiszę za moment? Są chętni?)
Okazało się też, że zmiana pracy to najpierw baaaaardzo długi urlop bo takie przepisy. Nareszcie był czas zwiedzić Pragę Czeską (ładna choć trochę przereklamowana! ale piwo dobre; i utwierdziłam się w przekonaniu że jednak Czesi generalnie za nami jako narodem nie przepadają – jeśli ktoś ma inne zdanie to służę dowodami na zdjęciach; a miałam wcześniej nadzieję, że takie narodowe antagonizmy to tylko propaganda poprzedniej epoki… a może nadal istnieje w głowach ludzi? Po 20 latach?), był czas „wyfoczyć” się nad ciepłym morzem (nigdy za dużo), a potem jeszcze dość niespodziewana podróż po Egipcie (prawie 3 tygodnie bez biura podróży!). Jak by kto miał pytania o szczegóły takiej prywatnej podróży – służę pomocą.
Tak piszę o tym starym już roku, żeby trochę się wytłumaczyć z przerwy w pisaniu blogu. Jakoś czasu i sił zabrakło – zbyt wiele się działo w realnym życiu. Szkoda mi tylko kilku fajnych wątków, które przez ten czas stały się nieaktualne – no bo kto dziś pamięta jeszcze o tych nieszczęsnych opcjach?
Nowy!
Piękną, zimową pogodą nas wita (pod warunkiem, że lubicie zimę, taką prawdziwą – ze śniegiem i mrozem).
Nowy Rok to jak zwykle podsumowania, prognozy i to co najgorsze – zobowiązania i przyrzeczenia: rzucę palenie (ja szczęśliwie nie mam co rzucać ale wszystkim życzę powodzenia w tym względzie), schudnę, zacznę ćwiczyć, poświęcę więcej czasu rodzinie, zakończę nieudany związek, znajdę lepszą pracę, będę mniej pracować, nauczę się niemieckiego, zacznę chodzić do teatru, nie będę siedzieć tyle przed komputerem, będę oszczędzać ….. Ile ludzi tyle pomysłów na noworoczne przyrzeczenia. A ja nie składam przyrzeczeń – po co się stresować na własną prośbę? Już wiele lat temu odkryłam, że Noworoczne Przyrzeczenie to w 99% stres! Stres z powodu braku realizacji tych przyrzeczeń. Bo dlaczego niby akurat ten jeden dzień w roku ma być właściwy do zmiany moich przyzwyczajeń i sposobu życia? Nie zgadzam się kompletnie z wypowiedziami różnych psychologów, że tak trzeba – bo przełom, bo podsumowania, bo nowe. Dla mnie bzdura – przez 365 dni w roku wiem, że powinnam schudnąć, mniej czasu spędzać przed komputerem i więcej się ruszać. I mogę to zmienić, ale muszę poczuć, że właśnie … mogę, dam radę. I to „poczucie” może się zdarzyć każdego dnia, nie koniecznie w Nowy Rok. Nie chcę się za rok stresować tym, że znów nie dotrzymałam noworocznego przyrzeczenia!!!
Bardzo mi się podobały życzenia świąteczno-noworoczne, które dostałam od znajomego profesora ekonomii:
Życzę zdrówka, bo inne problemy rozwiąże gotówka.
Tak wiec wszystkim w Nowym Roku życzę zdrówka, a co do gotówki – mam nadzieję, że moja pisaninka pomoże komuś nieco poprawić jej bilans w portfelu.
p.s.
I chciałam tu dodać, że powrót do pisania bloga nie ma nic wspólnego z noworocznym postanowieniem – ot, tak po prostu wypadło 🙂 .